Małgorzata z Poznania

Zawsze liczę na jego pomoc

Ks. prałat Aleksander Woźny, proboszcz parafii św. Jana Kantego w Poznaniu, był człowiekiem wielkiego serca, ascetą, kapłanem modlitwy, cierpienia, więźnia konfesjonału. Był ojcem, przyjacielem.

Gdy pierwszy raz spotkałam ks. proboszcza, miałam szesnaście lat. Zagubiona, szukałam spowiednika. Pan Jezus zaprowadził mnie do tego księdza i oddał pod jego kierownictwo. Wielkie było moje zdziwienie i zaskoczenie tak przyjemnym pytaniem, czy mam pieniądze na zakup książek, zeszytów itp. rzeczy. To zatroskanie o rzeczy materialne penitentów towarzyszyło mojemu spowiednikowi przez całe życie. Najważniejsze jednak było zatroskanie o dobro duchowe i rozwój życia wewnętrznego. Ten znawca duszy poznał mnie dogłębnie. W latach późniejszych również nie brakowało trudności, przeciwności, bo takie jest życie. Nieudana matura była przyczyną kompleksu niższości. Wtedy ks. Aleksander Woźny uważał, że muszę podjąć naukę, aby przystąpić do ponownego egzaminu dojrzałości, ale to okazało się niemożliwe, gdyż minął pewien czas, a to nie pozwalało na kontynuację nauki w ostatniej klasie. Miałam rozpocząć naukę od pierwszej klasy liceum. Wówczas kapłan ten postanowił podjąć działania, aby mi pomóc w ukończeniu szkoły średniej, a później i studiów wyższych.

Niezwykle przeżywał każde moje niepowodzenie w pracy. Najważniejszą jednak rzeczą, a raczej sprawą, było to, że przybliżył mnie do Pana Boga, ucząc małej drogi św. Teresy, drogi bezgranicznego zaufania Bogu. Spowiednik mój był bardzo wymagający, wszystko, co zlecał, najpierw sam praktykował. Jemu też zawdzięczam to, że nauczył mnie żyć Ewangelią na co dzień, żyć dla innych i pomagać bezinteresownie, mieć oczy otwarte na potrzeby drugiego człowieka. Nauczył mnie oddawania się Bogu przez Maryję i wierności natchnieniom Ducha Świętego.

Bywały sytuacje, że potrzebowałam pomocy duchowej, wchodziłam do kościoła i zastawałam księdza proboszcza siedzącego w konfesjonale czy spacerującego przed kościołem. Mówił: Czekam na ciebie. Był człowiekiem bardzo skromnym i mówił niekiedy, że jest „woźnym”, który posługuje innym. I tak było. Ojcu Aleksandrowi (bo tak go nazywałam) zawdzięczam to, że jestem na właściwej drodze do Boga i mimo licznych przeciwności i cierpienia jestem Bogu wierna.

U ks. prałata Aleksandra Woźnego spowiadałam się przez trzydzieści dwa lata. Teraz, kiedy jest mi ciężko i nurtują mnie ważne problemy codziennego życia, zwracam się do śp. księdza Aleksandra, prosząc o wstawiennictwo u Pana Boga. I zawsze jestem wysłuchana. Chwała Panu Bogu za Bożego kapłana, dla którego nieważne było wykształcenie czy stan posiadania. Ważny był tylko człowiek.

(publikacja za zgodą Wydawnictwa Kontekst: Małgorzata z Poznania, Zawsze liczę na jego pomoc, ss. 112-113 [w]: Z wszystkich zrobić świętych. W stulecie urodzin ks. Aleksandra Woźnego 1910-1983. Wydawnictwo Kontekst. Poznań 2010)