Ks. kan. Wojciech Raczkowski

Ks. Aleksander Woźny – Sługa Boży

Byłem klerykiem w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Poznaniu w latach 1953-57. Ksiądz Woźny był jednym ze spowiedników, będąc jednocześnie proboszczem parafii św. Jana Kantego w Poznaniu. Nie był moim spowiednikiem. Moimi spowiednikami byli ks. Czesław Pawlaczyk, Ojciec Duchowny Seminarium i ks. prałat Skórnicki. Kojarzyłem jednak fakt przychodzenia ks. Woźnego do Seminarium, gdy szedł mostem Chrobrego. Osoba skromnie ubrana, idąca szybkim krokiem, zamyślona, raczej ogromnie skupiona, w tej szybkości chodu robiąca wrażenie, że się udaje „z tej rady na inną”.

Mój przyjaciel starszy o dwa lata kapłaństwem ks. Seweryn Rosik, późniejszy profesor KUL-u był penitentem „okazyjnym” księdza Woźnego. Zwierzył mi się z następującego przeżycia. Spowiadałem się. Gdy ksiądz Woźny podjął słowo spowiednika, powiedział mi: Ty się nie opieraj, aby ksiądz Pawlaczyk był twoim spowiednikiem, to jest bardzo święty kapłan.

Zdębiałem – mówi. Rzeczywiście miałem opory wobec Ojca Pawlaczyka, ale z tego się nie spowiadałem, nie mając w tym względzie wyrzutów sumienia i nic księdzu Woźnemu nie mówiłem. Skąd On o tym wiedział? Po latach rozmawiałem o tym zwierzeniu „Sewera” z ks. Tadeuszem Piaczyńskim, bardzo bliskim księdzu Woźnemu. Uśmiechnął się i powiedział: Znam więcej takich zdarzeń… Księdza Woźnego nazywano męczennikiem konfesjonału!

W roku 1956 otrzymałem święcenia diakonatu. Pierwszą posługę diakona poza murami Seminarium pełniłem w uroczystość Bożego Ciała w parafii św. Jana Kantego. Czułem się rozradowany i wyróżniony. Nie pamiętam, kto odprawiał Mszę św. poranną, chłonąłem otwartymi uszami kazanie ks. Adama Radomskiego (+ 2007), bogato nasycone przykładami, które wykorzystywałem i wykorzystuję do dnia dzisiejszego w mojej posłudze kaznodziejskiej.

Wnętrze drewnianego wtedy kościoła tchnęło urzekającym nastrojem modlitewnym. Gdy otworzyłem tabernakulum przeze mnie przeszedł jakby prąd: Człowieku! Mojżesz tego nie mógł czynić. Procesję eucharystyczną prowadził proboszcz Fary Poznańskiej, późniejszy Infułat ks. Józef Jany. Po zakończeniu uroczystości uczestniczyłem w obiedzie, w jakże skromnym mieszkanku księdza Woźnego, w drewnianym kompleksie poniemieckiej restauracji. Było tam kilku księży i kilka osób świeckich. Ugrzeczniony i wyciszony przysłuchiwałem się rozmowie starszych, ale przede wszystkim słuchałem księdza Woźnego. Rozmawiali o minionej uroczystości I Komunii Świętej w tej parafii. Ksiądz Proboszcz mówił, że do jego konfesjonału z tej okazji przychodzili ludzie, którzy wiele lat nie byli u spowiedzi. I dodał taką refleksję, pełen zamyślenia i smutku: Co roku powtarza się to samo, więc się nie łudzę, co do poziomu religijności moich parafian. A były to lata, w których połowa wiernych uczestniczyła we Mszy św. niedzielnej u Jana Kantego.

Następny temat, który zapamiętałem z tej rozmowy, to wiadomość o tym, że wprowadził w swej parafii Nowennę do Ducha Przenajświętszego. Sama idea tego nabożeństwa stała mi się jaśniejsza w ciągu następnych lat naszej znajomości. Ksiądz Woźny doświadczał silniej niż my, inni kapłani, działania złego ducha. O jego przewrotności i szkodzeniu sprawie Bożej miał głębsze rozeznanie. Był cenionym egzorcystą. Po latach zrozumiałem, że ksiądz Woźny, już wtedy doświadczony cierpieniami osobistymi, przebytym obozem hitlerowskim w Dachau, przebytymi procesami i więzieniem za komuny w Polsce – nie zamykał oczu na działanie szatana. Ducha Świętego – Boga Najświętszego, prosił więc o pomoc w zwalczaniu ducha, który jest tylko zbuntowanym stworzeniem.

Moderatorzy dekanalni, tak zwani ojcowie duchowni dekanatu, mają co roku swoje rekolekcje. Byłem moderatorem dekanalnym w dekanacie bukowskim, potem średzkim, w sumie 25 lat… Jedne z najpiękniejszych rekolekcji, jakie przeżyłem głosił nam ksiądz Woźny, w spartańskich wręcz wtedy warunkach, na plebanii w Licheniu (spaliśmy wszyscy w jednej sali na poddaszu). Zapamiętałem zwłaszcza naukę i potem panel dyskusyjny na temat upomnienia braterskiego: „Correptio fraterna”, do którego moderator z urzędu jakby jest zobowiązany, choć to bardzo niełatwe. Zapamiętałem też, z głębi jego rozmodlonego serca zdanie: Nie zachowasz czystości, jak nie będziesz modlić się do Matki Najświętszej. W jego ustach słowa miały swoją wagę. Dostrzegaliśmy to wszyscy.

* * * *

Byłem proboszczem parafii Najświętszego Serca Jezusa w latach 1980-2002 w Środzie Wielkopolskiej…

Stanąłem wobec potrzeby wybudowania nowego kościoła, dla rozrastającego się Osiedla Jagiellońskiego. Zadaniem moim było przygotowanie dokumentacji, zorientowanie władzy diecezjalnej, co do wyboru terenu (wybrał go ks. bp Stanisław Napierała) – ogrom pisaniny i starań papierkowych, w latach osiemdziesiątych stanu wojennego. Zadaniem moim był też wybór Patrona – wezwania świątyni. Postanowiłem wybrać Świętego Józefa, ale zanim napisałem wniosek do Kurii poradziłem się w tej sprawie doświadczonego Kapłana, za jakiego uważałem (i uważam do dnia dzisiejszego) Sługę Bożego księdza Aleksandra. Pochwalił wybór i powiedział, że trzeba to publicznie, jak najszerzej ogłosić. Święty Józef to lubi. Odczułem, że tkwiła w tym idea, by ludzie gorąco modlili się do tego Patrona. Nie zawiodłem się! Kuria dała zgodę na to wezwanie. Ksiądz Wenancjusz Baraniak, proboszcz ze Śniecisk, prosił mnie o wygłoszenie rekolekcji wielkopostnych w jego parafii i dał mi pierwszą składkę na nowy kościół w Środzie. Sam trud budowy i organizowania nowej parafii przejął po krótkiej działalności ks. Andrzeja Kowalaka – ks. Andrzej Marciniak – obecny kanonik i proboszcz parafii św. Jana Kantego! Ile on doświadczył wręcz cudownej pomocy Świętego Patrona Józefa, sam może najlepiej o tym powiedzieć. Wybudowany przez niego kościół i erygowana rychło przy tym kościele parafia św. Józefa służą Ludowi Bożemu w Środzie Wielkopolskiej. Niezbadane drogi Boże!

Animatorką pracy charytatywnej w mojej parafii NSJ była wieloletnia penitentka księdza Woźnego, pani Gertruda Kończal, uśmiechnięta mimo kalectwa – jedną rękę miała uciętą aż do łokcia. Nazywała go Ojcem. Była osobą o wspaniałej, głębokiej religijności, formowanej przez księdza Woźnego. Wspólnie uczestniczyliśmy w uroczystościach pogrzebowych Sługi Bożego. Pod koniec życia, złożona wielorakim cierpieniem, zachowywała sporo pogody ducha. Gdy odeszła do Pana, złożyliśmy razem z księdzem Piaczyńskim – jej doczesne szczątki w grobie rodzinnym Kończalów na cmentarzu w Zaniemyślu.

Sługa Boży okazywał mi niezasłużoną przeze mnie (piszę to szczerze) rewerencję. Odwiedził mnie swym maleńkim fiacikiem w moim mieszkaniu w Buku. Chodziło o pójście na rękę jego parafiankom w sprawie terminu egzaminu z historii Kościoła, gdy prowadziłem te zajęcia na ówczesnym Papieskim Wydziale Teologicznym (dzisiaj jest to Wydział Teologiczny Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu).

Później dowiedziałem się z wielu rozmów o księdzu Woźnym, że tym fiacikiem odbywał niesamowite, długie podróże po Polsce.

Tyle o Nim z moich osobistych spotkań. Pragnąłem, w tym co napisałem, ograniczyć się do faktów. Wiem, że otaczała go opinia człowieka świętego i kapłana według Bożego Serca.

W dniu 25 czerwca 2008 roku uczestniczyłem na zaproszenie ks. kan. Andrzeja Marciniaka, w naradzie mającej na celu uczczenie dwudziestej piątej rocznicy śmierci ks. prałata Aleksandra Woźnego. Wzięli w niej udział na plebanii parafii św. Jana Kantego, między innymi księża: Maciej Karol Kubiak, Marcin Węcławski, Ryszard Mikołajczak. Z ich wspomnień wyłonił się dla mnie heroizm Sługi Bożego. Odmawiając różaniec czekał na powrót wikariuszy, gdy „wybywali” z plebanii. Nie rugał ich, podejmował, mimo nieraz późnej pory herbatą, uważnie słuchając, w czym mógłby im pomóc. Codziennie, skonany godzinami siedzenia w konfesjonale, odprawiał Drogę Krzyżową, nawet w Wigilię czy uroczystość Bożego Narodzenia, czy potem w każdy dzień mordęgi kolędowej…

Ksiądz Marcin przeczytał przejmujący tekst kazania na zakończenie Starego Roku, jakie wygłosił ksiądz Woźny, gdy Marcin miał 10 lat. Kazanie ujęte w konwencję sądu nad proboszczem parafii Jana Kantego. Wysunięto projekt sprowadzenia szczątków księdza Woźnego i pochowania w dolnym kościele. Ten kościół dolny wybudował jeszcze ksiądz Woźny i na płycie tej „krypty” obchodził Złoty Jubileusz Kapłaństwa w 1983 roku. Sprawa do przemyślenia.

(publikacja za zgodą Wydawnictwa Kontekst: Ks. kan. Wojciech Raczkowski, Ks. Aleksander Woźny – Sługa Boży, ss. 27-35 [w]: Z wszystkich zrobić świętych. W stulecie urodzin ks. Aleksandra Woźnego 1910-1983. Wydawnictwo Kontekst. Poznań 2010)